Strony

poniedziałek, 1 października 2012

O Strawińskich na Litwie- życiorys St. Strawińskiego.

Chciałbym przedstawić bardzo ciekawy artykuł, który znalazłem na stronie "Naszej Gazety" z roku 2000 autorstwa Alwidy Antoniny Bajor o Stanisławie Strawińskim- prapradziadku wielkiego kompozytora Igora Strawińskiego.
Oto kilka fragmentów tej ciekawej pracy:

Latem 1771 roku pojawił się w Częstochowie szlachcic trocki Stanisław Strawiński. Spotkał się tam z Kazimierzem Pułaskim, naczelnikiem konfederacji barskiej i poinformował go o możliwościach porwania króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Śmiały pomysł Strawińskiego przypadł Pułaskiemu do gustu. Oprócz motywów politycznych w grę wchodziła tu jeszcze kobieta. Kazimierz Pułaski pozostawał pod urokiem Franciszki Krasińskiej, dla której zobowiązał się dostawić koronowaną głowę (żywego lub martwego króla) na imieniny jej męża. 
Nie tajono więc królobójczych zamiarów. Manifest, który wzywał do skończenia z królem, wybrał nawet rodzaj kary - "utopienie żelaza we krwi". Późniejszy manifest konfederacki (9 sierpnia 1770 r.) już nie przemawiał za królobójstwem, tylko za detronizacją. Karkołomny pomysł odważnego trockiego szlachcica, Stanisława Strawińskiego, zyskał aprobatę w generalności konfederackiej. Ktoś jednak musiał podjąć ostateczną decyzję o jego zrealizowaniu. Podjął ją Kazimierz Pułaski, czego później gorąco się wypierał.
Napadu na króla dokonano w Warszawie 3 listopada 1771 roku, późnym wieczorem, kiedy król wracał po odwiedzinach chorego krewniaka, kanclerza Michała Fryderyka Czartoryskiego. Całą akcją dowodził Stanisław Strawiński. Uczestniczyło w niej 26 żołnierzy specjalnie zaprzysiężonych na okoliczność zamachu. Działały trzy grupy. Na czele pierwszej stanął sam dowódca - Stanisław Strawiński, na czele drugiej - Walenty Łukawski, szlachcic, "rosły zawadiaka z kresów", na czele trzeciej - Jan Kuźma (pseudonim konfederacki - Kosiński), urodzony na Wołyniu, doskonale zaprawiony w bojach partyzanckich podchodów. Łukawski i Kuźma wzięli udział w akcji za namową Stanisława Strawińskiego.
Króla porwano i wleczono do okopów, okalających miasto. Forsowanie przeszkody sprawiło, iż koń pod królem złamał nogę, król wpadł w błoto. "Napastnicy króla z wielką trudnością z błota dobyli i na innego konia wsadzili, w tym zdarzeniu król futro swoje w błocie zostawił" - donosił później warszawski "Monitor". Nie tylko futro, bo król utopił wtedy również jeden but, który zrodzi później historię drugiego buta. Ten but będzie szczegółem najważniejszym w całym wydarzeniu, bowiem wtedy właśnie odważnemu zawadiace Kuźmie, który przed chwilą do króla strzelił i chybił, zmiękło kresowe serce - podarował królowi swój but własny, oby ten jednej nogi nie przemoczył i nie przeziębił się. Noc była ciemna, konie grzęzły w błotnistych ścieżynach, zatem zamachowcy część drogi zmuszeni byli pokonywać pieszo. Błądzili po rozległych polach, oddział się wykruszał i w końcu, nie wiedzieć dlaczego - król i Kuźma zostali sam na sam w lesie. Król w dwóch butach, Kuźma w jednym, klucząc i pomagając sobie nawzajem trafili w końcu przypadkowo do młyna pod Marymontem. Młynarzowi przedstawili się jako uciekinierzy napadnięci przez zbójców. Tak tedy ofiara i zbrodniarz zostali z sobą sam na sam. Król Staś, choć "Ciołek", wszak nie w ciemię był bity. Zorientowawszy się, że Kuźma miał serce dobre (wszak własny but mu podarował), wszczyna z zamachowcem rozmowę mądrą, łagodną. Kuźmie serce do końca zmiękło, zrozumiał, że jego przysięga dana konfederatom "niegodziwą była". Król za uwolnienie obiecuje Kuźmie przebaczenie i wstawiennictwo przed sądem. Kuźma się rozczula i zaprzysięga królowi wierność. Król skreśla kilka słów na kartce papieru i posyła młynarczyka do Karola Cocciego, generała wojsk polskich.  W trymiga wyleciał generał z Warszawy z konnicą 150 gwardzistów i już przed godziną 5 z rana razem z ocalałym królem wrócił do Warszawy.
 Król był cały i zdrów, ale zamach rozniósł się szerokim echem po całej Europie. Rodziła się legenda największego w dziejach polskich królobójstwa. W Warszawie wielki proces "królobójców" rozpoczął się 7 czerwca 1773 r., wyrok zapadł 28 sierpnia 1773 r. Wyrok głosił, że: "bezecni Kazimierz Pułaski, Stanisław Strawiński i Walenty Łukawski powinni być nie tylko pozbawieni honorów i czci, lecz i ciała ich jako narzędzia sromotnej zbrodni okrutnym karom poddane być muszą, przeto chociaż za tak wielką zbrodnię na kary o wiele większe i surowsze zasłużyli, za wstawieniem się Królewskiego Majestatu u naszego sądu, skazujemy zostającego w więzieniu Walentego Łukawskiego i zbiegłych Kazimierza Pułaskiego i Stanisława Strawińskiego na karę śmierci przez ścięcie. Ręce przy drogach publicznych i po niejakim czasie spalone, ciało zaś zaraz po ścięciu rozćwiartowane, spalone i na wiatr rozwiane".
 Nie lada odwagę wykazał Stanisław Strawiński, który z powodu manifestu Pułaskiego w kwietniu 1773 roku przyjechał z Rzymu (ukrywał się tam pod obcym nazwiskiem) do Wilna i "pod bokiem" Warszawy, gdzie miał być sądzony i ścięty, ogłosił z kolei swój manifest, z którego wynikało, że to właśnie Kazimierzowi Pułaskiemu zależało na Poniatowskim, a nie jemu - Strawińskiemu. W obronie własnej Strawiński przedstawił list Pułaskiego do niego (Strawińskiego) pisany na dwa tygodnie przed zamachem na króla. List ten (znajduje się w Archiwum Watykańskim) wyraźnie wskazuje na głównego autora "sprawy". Pisał więc Pułaski do Strawińskiego: "Na list Waszmość Pana odpisuję, dukatów 50 posyłam, gdyż dla ubogiej kasy więcej dać nie mogę. Staraj się Kochany Panie, abyś przed pierwszym przyszłego miesiąca uskutkował w Naszych zamysłach, bo już po pierwszym mieć będziesz przeszkodę. Ordynans P. Łukawskiemu i list do P. Zembrzuskiego przyłączam, siebie statecznej oddaję przyjaźni, powtarzam kilkakrotnie, abyś, kiedy masz co czynić, kończył przed pierwszym lub sam pierwszy następnego miesiąca, adieu kłaniam".
 Stanisław Strawiński został bohaterem powieści Henryka Rzewuskiego "Listopad" (figuruje tam jako Michał Strawiński). Według Rzewuskiego, wyrok śmierci na Strawińskiego wykonano później. W rzeczywistości było inaczej. Stanisław Strawiński po ogłoszeniu swego manifestu w Wilnie, umknął za granicę, gdzie przebywał pod obcym nazwiskiem. W Rzymie wstąpił do zakonu. W czasach Księstwa Warszawskiego powrócił do kraju, został proboszczem w jakiejś parafii na obszarze dawnego województwa krakowskiego (według Rafała Roga), albo augustowskiego (według Ludwika Erhardta). Podobno Strawiński pozostawił po sobie skrupulatnie spisany pamiętnik, w którym szczegółowo opisał także swój udział w konfederacji. Rękopis ten pozostawał w ukryciu "w rękach nieznanej rodziny w wielkim księstwie poznańskim" (według Encyklopedii Orgelbranda (1867), którą to jednak wersję zakwestionował Antoni Józef Rolle (1878). Pamiętnika Strawińskiego do dnia dzisiejszego nie udało się odnaleźć.
 W manifeście wileńskim z 1773 roku Stanisław Strawiński nie omieszkał się przedstawić: "Z pradziada mego Jana, strażnika województwa trockiego, z dziada Leona Bazylego, miecznika trockiego, toż samo ojca mego, Franciszka Tadeusza z Sulimów Strawińskich, jestem zrodzonym i od popisów według praw narodowych rotmistrzem starodubowskim uznanym jestem .

Infamia ta najprawdopodobniej pozostała tylko na papierze. Szlachta, zwłaszcza na Litwie, całym sercem sprzyjała konfederacji barskiej i ten wyrok sądowy nie mógł tu liczyć na respekt. W pałacu Strawińskich w Mirowszczyźnie, pomiędzy podobiznami przodków, aż do 1939 roku wisiał niewielkich rozmiarów portret, który na płótnie od tyłu miał napis: "Stanisław Strawiński, konfederat barski".



Rody Strawińskich na Litwie
Według Niesieckiego, na Litwie były trzy rody Strawińskich: jeden herbu Przyjaciel, używający przydomka Skirmunt, drugi herbu Hypocentaurus, wywodzący się ze Żmudzi i trzeci herbu Sulima, którym to herbem pieczętował się już Zawisza Czarny. Od kiedy Strawińscy zaczęli pieczętować się tym herbem (Sulima) - nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że ród ten wydał wielu świetnych Polaków.
Ród Strawińskich herbu Sulima zbadał z rzetelną skrupulatnością znany polski muzykolog Ludwik Erhardt, ze względu na słynnego kompozytora rosyjskiego, któremu w 1978 r. poświęcił swą piękną opowieść monograficzną pt. "Igor Strawiński", za którą to podaję niżej całą "sagę":
Z anonimowej przeszłości ród Strawińskich wyłania się w połowie XVI wieku wraz z postaciami czterech braci Strawińskich: Marcina, Balcera (Baltazara), Erazma i Krzysztofa oraz ich brata stryjecznego Adama. Musiał to być już wtedy ród znaczny. Marcin, kasztelan miński (według Kojałowicza - witebski), żonaty z Kopciówną, pożyczał pieniądze Stefanowi Batoremu na wyprawę moskiewską, swoją córkę Zofię wydał za Hrehorego Sapiehę, syna Hieronima Maksymiliana ożenił z Anną Sapieżanką. Z Zofią z Sapiehów ożeniony był także jego brat Balcer (Baltazar), najpierw poseł na sejm 1598 roku, później starosta mozyrski i nareszcie wojewoda miński. Erazm pułkownikiem był królewskim. Krzysztof zaś odznaczył się głównie licznym potomstwem: jego siedmiu synów - Kazimierz, Karol, Zbigniew, Maksymilian, Aleksander, Trojan i Krzysztof - sprawiło, że drzewo genealogiczne Strawińskich w pierwszej połowie XVII w. rozrosło się w gąszcz dziś już prawie nie do przebycia.
Pochodzili oni z samego serca Litwy, z ziemi trockiej między Wilnem a Kownem leżącej, przez którą płynie niewielka rzeka Strawa. Gdy za czasów Wielkiego Księcia Witolda granice Litwy sięgnęły prawie Moskwy, obejmując ziemię smoleńską i czernihowsko - siewierską, wielu Strawińskich ruszyło na wschód, biorąc majątki i urzędy w rozległym powiecie starodubowskim. Z siedmiu synów Krzysztofa trzech poszło w ślady stryja Erazma, który w tym czasie był podkomorzym nowogrodzkim siewierskim: Karol - został podkomorzym starodubowskim (zginął w 1648 r. w walce z Kozakami), Zbigniew został sędzią ziemskim starodubowskim oraz Maksymilian - stolnikiem starodubowskim. Gdy w roku 1667, po dwóch wiekach wojen, te sporne ziemie przeszły ostatecznie pod władanie Rosji, zamieszkująca je szlachta polsko - litewska otrzymała od króla inne dobra, lecz swe godności tytularne zachowała. Toteż aż do końca Rzeczypospolitej potomkowie wzmiankowanych trzech braci Strawińskich na sejmikach elekcyjnych starodubowskich wybierani byli na urzędy sędziów ziemskich, skarbników czy wojskich tego dawno już nie istniejącego powiatu. 
 W Państwowym Centralnym Archiwum Historycznym w Petersburgu znajduje się siedemnaście teczek pochodzących z carskiego Departamentu Heraldii i zawierających dokumenty zaświadczające o szlacheckim pochodzeniu różnych gałęzi rodu Strawińskich. W jednej z nich pomieszczono materiały dotyczące potomków Władysława Michała Strawińskiego, urodzonego około połowy XVII wieku. Jeden z jego dwóch synów, Jerzy, w roku 1701 odziedziczył wieś Szoknie na Litwie, w powiecie trockim, która przeszła następnie w ręce jego syna Stanisława. Z dokumentów wynika, że ów Stanisław Strawiński ożenił się w 1748 roku i miał dwóch synów - Adama i Daniela.
 Losy młodszego, Daniela, nie są znane, natomiast o Adamie zachowało się sporo informacji. Jego syn, Ignacy, nie miał widocznie majątku, gdyż jego dzieci gospodarowały już nie na własnej, lecz dzierżawionej ziemi, pomału wtapiając się w otaczający je żywioł rosyjski.
 Najmłodszy z nich, Fiodor Ignatjewicz Strawiński (1843 - 1902) - to właśnie ojciec przyszłego kompozytora Igora Strawińskiego.

1 komentarz: