Strony

środa, 26 lipca 2023

Mahometanin katolikiem.

 Kolejna niecodzienna metryka. Tym razem dokument o przejściu na wiarę katolicką przez muzułmanina. Fakt niecodzienny jak na tamte czasy. Najpierw jednak rzeczony dokument i jego tekst.


" Działo się we wsi Kościelnej Kopciowie dnia pierwszego października 1837 roku o godzinie drugiej po południu. Stawił się Teodor Kielmel, wysłużony żołnierz, gospodarz tu w Kopciowie zamieszkały, lat 47 mający, w obecności Wincentego Jozulina, podobnież emeryta żołnierza, zamieszkałego gospodarza tu w Kopciowie i okazał nam chłopca lat czternaście wtedy mającego, wyznania mahometańskiego, chcącego przyjąć wiarę chrześcijańską, katolicko rzymskiego wyznania, urodzonego we wsi Warlekumpie w Obwodzie Kalwaryjskim, województwie augustowskim, dziś guberni, początki powziąwszy przyzwoicie, ochrzczonym został dnia 19 marca 1834 roku w przytomności zgromadzonego ludu przez Wielebnego Księdza Jakuba Rosińskiego Proboszcza Wiejsiejskiego, dziś Dziekana, w kościele parafialnym w Kopciowie. Dane jest mu na Chrzcie Świętym imię Józef Orzechowski a rodzicami jego chrzestnymi byli miejscowy pleban ksiądz M. Hellmann i W.P. Samborecka Eleonora dzierżawczyni Ilginie. Świadkowie niepiśmienni. Ksiądz Maciej Hellmann pleban urzędnik stanu cywilnego."

poniedziałek, 17 lipca 2023

Jazy koło Kopciowa.

 Nie byłoby tego artykułu, gdyby nie wrodzona nasza dociekliwość co to była za osada. Ale może od początku. Podczas indeksacji parafii Kopciowo pojawiła się metryka chrztu dziecka urodzonego w tajemniczej kolonii o nazwie Jaz. Najpierw sama metryka .


"Działo się we wsi Kościelnej Kopciowie dnia 10 listopada 1833 roku o godzinie czwartej po południu. Stawił się Floryan Filipczyk lat trzydzieści maiący kolonista nad Hańczą zwaney Jaź, w obecności Józefa Walentego lat dwadzieścia dziewięć i Grzegorza Miniewicza  podobnież bliskich kolonistów i okazał nam dziecię płci męskiej z iego małżonki Teresy z Walentych lat dwadzieścia pięć mającej, urodzone dziewięc (?) dni temu, dane iest imię Nikodem, a rodzicami chrzestnymi byli: Józef Walenty i Regina Margielówna. Akt przeczytany podpisaliśmy, stawający niepiśmienni. X. M. Hellmann prob."

Pomocą w ustaleniu lokalizacji tej osady był fakt, że owa kolonia położona była nad rzeką Hańczą. Idąc śladem tej rzeki natrafiłem na osadę o nazwie Jazy, w pobliżu wsi Podumble. I to był dobry trop. Oto mapa z 1929 roku przedstawiająca te okolicę.


Dla porównania mapka współczesna tych terenów. Dziś ta osada nazywa się Jezdas.


Mamy jeszcze jedna metrykę z tej okolicy. Tym razem lokalizacje wpisano jako " Jaz przed mostem".


Metryka urodzenia Ignacego Miniewicza, syna Grzegorza i Bogumiły Wiśniewskiej, ochrzczonego 29 maja 1834 roku. Ciekawie opisano miejsce zamieszkania ojca dziecka- Grzegorza. " Stawił się Grzegorz Miniewicz gospodarz w kolonii tak zwaney Jaz przed mostem".



sobota, 15 lipca 2023

Niecodzienny akt.

 Takiego aktu jeszcze nie mieliśmy! To akt przejścia na chrześcijaństwo człowieka już dorosłego, gdyż w wieku 20 lat. Ale najpierw wspomniany dokument.


Oto jego treść, bo to jest istotne.

"Działo się we wsi Kościelnej Kopciowie dnia 31 marca 1833 roku o godzinie dziesiątej z rana. Stawił się Józef Wuicicki mający lat dwadzieścia, zamieszkały we wsi Kowale, w obecności Bartłomieja Piotrowskiego, Józefa Janczula i Augustyna  Janczula i wielu innych chrześcian zebranych publicznie przyjął wiarę chrześciańską Katolicką i na tym Chrzcie Świętym dane iest mu imię Józef a rodzicami iego chrzestnymi byli Bartłomiey Piotrowski ze wsi kowale i Anna Walentówna ze wsi Walente. Takowy akt w obecności stawających odczytany podpisaliśmy, stawaiacy niepiśmienni. X. Hellmann Proboszcz, Urzędnik stanu Cywilnego."

Niestety, nie mamy informacji czy przeszedł na wiarę katolicką z innej wiary, czy był po prostu niewierzący. Co by nie mówić, na ówczesne czasy to był rzadki przypadek, przynajmniej w tej okolicy.

wtorek, 11 lipca 2023

Mizer z...Mizerów.

 Nasz Czytelnik zapytał mnie, czy mamy jakąś wiedzę na temat rodziny Mizer ze wsi Mizery pod Druskienikami. Jak wiadomo, ta wieś wchodziła w skład parafii Lejpuny i wystarczy prześledzić niektóre metryki i wpisy Małgosi w Genetece, aby przekonać się, że dużo osób o tym nazwisku stamtąd właśnie pochodziło.

Co wiemy o Mizerach? Tylko tyle, co odnotowali koledzy z Jamińskiego Zespołu Indeksacyjnego: Mizery, wś, pow. sejneński, gm. i par. Lejpuny (ob.), odl. 45 w. od Sejn, ma 4 dm., 42 mk.

Wieś raczej niewielkich rozmiarów. Wydawać by się mogło, że skoro nazwisko Mizer brzmi niemal tak samo jak nazwa miejscowości, to ludzie ci mogli być właścicielami tej wioski, lub przynajmniej kiedyś nimi byli. Jak na razie nic na to nie wskazuje. Prześledziłem zapisy metrykalne z Lejpunów z różnych lat, nawet te najwcześniejsze i jak na razie nie wygląda na to, aby mieli jakieś przynajmniej ziemiańskie korzenie. Byli z reguły rolnikami, a nawet parobkami. Skąd więc to nazwisko? Doprawdy trudno to orzec.

Przykładem niech będzie ta oto metryka urodzenia z 1801 roku Macieja Mizera, syna Tomasza, pracowitego. Tomasz był rolnikiem jak zaznaczono. Nie wiadomo nawet czy był właścicielem ziemi, zapewne nie. Z reguły określenie "pracowity" oznaczało chłopa, rolnika.


Być może po przestudiowaniu ksiąg XVIII-wiecznych ich status ulegnie zmianie, ale raczej będzie tak samo. Szkoda, że jak na razie nie ma żadnego opracowania na temat historii tej wsi czy okolicy. Być może poznalibyśmy genezę powstania tej wsi i dlaczego nazwana został tak a nie inaczej.

Mamy też XVIII-wieczną metrykę z Mizerów dotyczącą tej rodziny. To akt urodzenia Agaty Mizer, córki Macieja i Katarzyny, urodzonej w Mizerach w 1795 roku. Tak jak sądziłem, tutaj też status społeczny jest ten sam. Nic nie wskazuje na to aby nie byli chłopami. Prawdopodobnie nazwisko to pochodzi od nazwy wsi i tak zostało pewnie do dzisiaj.



wtorek, 4 lipca 2023

Skarby wśród alegatów.

 Skarby to może zbyt wielkie słowo, ale przynajmniej ciekawostki.

Wśród alegat z parafii Wiejsieje znalazłem kilka ciekawych dokumentów. Pierwszy z nich dotyczy rzadkiego jak na owe czasy, małżeństwa pomiędzy panną Marią Łajewską z parafii Wiejsieje z kawalerem Michałem Twarowskim z Warszawy, urzędnikiem banku. Najpierw może dokument z 1862 roku o zapowiedziach rzeczonej pary.


Drugi dokument jest równie ciekawy. Jest to pozwolenie wiceprezesa i naczelnika Banku Polskiego w Warszawie na zawarcie związku małżeńskiego przez urzędnika tego banku, Michała Twarowskiego. To nie pomyłka, w tamtych czasach urzędnik czy wojskowy musiał mieć zgodę swego zwierzchnictwa na zawarcie związku małżeńskiego!


Jeszcze jako uzupełnienie tego wątku z parafii Wiejsieje, pięknie wypisana metryka urodzenia Szymona Leukanisa, syna Stefana i Reginy z domu Strawińskiej z Komoruńców, rodzicami chrzestnymi były osoby o znanych nam nazwiskach: Józef Tananis i Rozalia Subacz.



niedziela, 2 lipca 2023

Stanisław Strawiński- post factum.

 Powracamy do osoby Stanisława Strawińskiego. Staramy się odtworzyć jego dalsze losy po nieudanym zamachu na króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Wróćmy jednak do tego, co już wiedzieliśmy wcześniej.

Stanisław Strawiński po ogłoszeniu swego manifestu w Wilnie, uciekł za granicę, gdzie przebywał pod przybranym nazwiskiem. W Rzymie wstąpił do zakonu. W czasach Księstwa Warszawskiego powrócił do kraju, gdzie został proboszczem w jakiejś parafii na obszarze dawnego województwa krakowskiego ( wg jednego źródła) lub augustowskiego ( wg drugiego źródła). Podobno Strawiński pozostawił po sobie skrupulatnie spisany pamiętnik, w którym opisał także swój udział w konfederacji. Rękopis ten pozostawał w ukryciu, czego nie potwierdzono. Faktem jest, że do dnia dzisiejszego nie udało się go odnaleźć.

Co jednak wiemy na podstawie różnego rodzaju informacji? Na pewno uciekł do Włoch, gdzie w Rzymie wstąpił do zakonu. Gdy powstało Księstwo Warszawskie, to przybył do kraju i został proboszczem prawdopodobnie w którejś z parafii w okolicach Augustowa. Zakładamy, że proboszczem był od co najmniej 1807 roku. Do kiedy jednak? Kolejne źródło mówi, że zmarł w roku 1822 w Warszawie. To tylko tyle i aż tyle. Zbyt wiele tu niejasności. Podstawową trudność stanowi fakt, że po powrocie do Polski występował pod zmienionym nazwiskiem i to zdecydowanie utrudnia odnalezienie jego śladów. Być może w którejś z parafii z okolic Augustowa są jakieś luźne zapiski, jak to nieraz bywało. Czy jednak uda się natrafić na trop naszego bohatera? Jest tu wiele wątpliwości. Na przykład to, jak to się stało, że wstąpił do zakonu a potem mógł zostać księdzem i proboszczem? Porzucił przedtem swą rodzinę i wyrzekł się jej? Wszak miał żonę i dzieci. To ciężka sprawa. Być może pomoże nam w tym przypadek. Kto wie?


sobota, 1 lipca 2023

Jeszcze o Stanisławie Strawińskim.

 W ostatnim czasie nurtowała nas zagadka Stanisława Strawińskiego, niedoszłego zamachowca na króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Ale przedtem przypominam artykuł na ten temat:

Latem 1771 roku pojawił się w Częstochowie szlachcic trocki Stanisław Strawiński. Spotkał się tam z Kazimierzem Pułaskim, naczelnikiem konfederacji barskiej i poinformował go o możliwościach porwania króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Śmiały pomysł Strawińskiego przypadł Pułaskiemu do gustu. Oprócz motywów politycznych w grę wchodziła tu jeszcze kobieta. Kazimierz Pułaski pozostawał pod urokiem Franciszki Krasińskiej, dla której zobowiązał się dostawić koronowaną głowę (żywego lub martwego króla) na imieniny jej męża. 
Nie tajono więc królobójczych zamiarów. Manifest, który wzywał do skończenia z królem, wybrał nawet rodzaj kary - "utopienie żelaza we krwi". Późniejszy manifest konfederacki (9 sierpnia 1770 r.) już nie przemawiał za królobójstwem, tylko za detronizacją. Karkołomny pomysł odważnego trockiego szlachcica, Stanisława Strawińskiego, zyskał aprobatę w generalności konfederackiej. Ktoś jednak musiał podjąć ostateczną decyzję o jego zrealizowaniu. Podjął ją Kazimierz Pułaski, czego później gorąco się wypierał.
Napadu na króla dokonano w Warszawie 3 listopada 1771 roku, późnym wieczorem, kiedy król wracał po odwiedzinach chorego krewniaka, kanclerza Michała Fryderyka Czartoryskiego. Całą akcją dowodził Stanisław Strawiński. Uczestniczyło w niej 26 żołnierzy specjalnie zaprzysiężonych na okoliczność zamachu. Działały trzy grupy. Na czele pierwszej stanął sam dowódca - Stanisław Strawiński, na czele drugiej - Walenty Łukawski, szlachcic, "rosły zawadiaka z kresów", na czele trzeciej - Jan Kuźma (pseudonim konfederacki - Kosiński), urodzony na Wołyniu, doskonale zaprawiony w bojach partyzanckich podchodów. Łukawski i Kuźma wzięli udział w akcji za namową Stanisława Strawińskiego.
Króla porwano i wleczono do okopów, okalających miasto. Forsowanie przeszkody sprawiło, iż koń pod królem złamał nogę, król wpadł w błoto. "Napastnicy króla z wielką trudnością z błota dobyli i na innego konia wsadzili, w tym zdarzeniu król futro swoje w błocie zostawił" - donosił później warszawski "Monitor". Nie tylko futro, bo król utopił wtedy również jeden but, który zrodzi później historię drugiego buta. Ten but będzie szczegółem najważniejszym w całym wydarzeniu, bowiem wtedy właśnie odważnemu zawadiace Kuźmie, który przed chwilą do króla strzelił i chybił, zmiękło kresowe serce - podarował królowi swój but własny, oby ten jednej nogi nie przemoczył i nie przeziębił się. Noc była ciemna, konie grzęzły w błotnistych ścieżynach, zatem zamachowcy część drogi zmuszeni byli pokonywać pieszo. Błądzili po rozległych polach, oddział się wykruszał i w końcu, nie wiedzieć dlaczego - król i Kuźma zostali sam na sam w lesie. Król w dwóch butach, Kuźma w jednym, klucząc i pomagając sobie nawzajem trafili w końcu przypadkowo do młyna pod Marymontem. Młynarzowi przedstawili się jako uciekinierzy napadnięci przez zbójców. Tak tedy ofiara i zbrodniarz zostali z sobą sam na sam. Król Staś, choć "Ciołek", wszak nie w ciemię był bity. Zorientowawszy się, że Kuźma miał serce dobre (wszak własny but mu podarował), wszczyna z zamachowcem rozmowę mądrą, łagodną. Kuźmie serce do końca zmiękło, zrozumiał, że jego przysięga dana konfederatom "niegodziwą była". Król za uwolnienie obiecuje Kuźmie przebaczenie i wstawiennictwo przed sądem. Kuźma się rozczula i zaprzysięga królowi wierność. Król skreśla kilka słów na kartce papieru i posyła młynarczyka do Karola Cocciego, generała wojsk polskich.  W trymiga wyleciał generał z Warszawy z konnicą 150 gwardzistów i już przed godziną 5 z rana razem z ocalałym królem wrócił do Warszawy.
 Król był cały i zdrów, ale zamach rozniósł się szerokim echem po całej Europie. Rodziła się legenda największego w dziejach polskich królobójstwa. W Warszawie wielki proces "królobójców" rozpoczął się 7 czerwca 1773 r., wyrok zapadł 28 sierpnia 1773 r. Wyrok głosił, że: "bezecni Kazimierz Pułaski, Stanisław Strawiński i Walenty Łukawski powinni być nie tylko pozbawieni honorów i czci, lecz i ciała ich jako narzędzia sromotnej zbrodni okrutnym karom poddane być muszą, przeto chociaż za tak wielką zbrodnię na kary o wiele większe i surowsze zasłużyli, za wstawieniem się Królewskiego Majestatu u naszego sądu, skazujemy zostającego w więzieniu Walentego Łukawskiego i zbiegłych Kazimierza Pułaskiego i Stanisława Strawińskiego na karę śmierci przez ścięcie. Ręce przy drogach publicznych i po niejakim czasie spalone, ciało zaś zaraz po ścięciu rozćwiartowane, spalone i na wiatr rozwiane".
 Nie lada odwagę wykazał Stanisław Strawiński, który z powodu manifestu Pułaskiego w kwietniu 1773 roku przyjechał z Rzymu (ukrywał się tam pod obcym nazwiskiem) do Wilna i "pod bokiem" Warszawy, gdzie miał być sądzony i ścięty, ogłosił z kolei swój manifest, z którego wynikało, że to właśnie Kazimierzowi Pułaskiemu zależało na Poniatowskim, a nie jemu - Strawińskiemu. W obronie własnej Strawiński przedstawił list Pułaskiego do niego (Strawińskiego) pisany na dwa tygodnie przed zamachem na króla. List ten (znajduje się w Archiwum Watykańskim) wyraźnie wskazuje na głównego autora "sprawy". Pisał więc Pułaski do Strawińskiego: "Na list Waszmość Pana odpisuję, dukatów 50 posyłam, gdyż dla ubogiej kasy więcej dać nie mogę. Staraj się Kochany Panie, abyś przed pierwszym przyszłego miesiąca uskutkował w Naszych zamysłach, bo już po pierwszym mieć będziesz przeszkodę. Ordynans P. Łukawskiemu i list do P. Zembrzuskiego przyłączam, siebie statecznej oddaję przyjaźni, powtarzam kilkakrotnie, abyś, kiedy masz co czynić, kończył przed pierwszym lub sam pierwszy następnego miesiąca, adieu kłaniam".
 Stanisław Strawiński został bohaterem powieści Henryka Rzewuskiego "Listopad" (figuruje tam jako Michał Strawiński). Według Rzewuskiego, wyrok śmierci na Strawińskiego wykonano później. W rzeczywistości było inaczej. Stanisław Strawiński po ogłoszeniu swego manifestu w Wilnie, umknął za granicę, gdzie przebywał pod obcym nazwiskiem. W Rzymie wstąpił do zakonu. W czasach Księstwa Warszawskiego powrócił do kraju, został proboszczem w jakiejś parafii na obszarze dawnego województwa krakowskiego (według Rafała Roga), albo augustowskiego (według Ludwika Erhardta). Podobno Strawiński pozostawił po sobie skrupulatnie spisany pamiętnik, w którym szczegółowo opisał także swój udział w konfederacji. Rękopis ten pozostawał w ukryciu "w rękach nieznanej rodziny w wielkim księstwie poznańskim" (według Encyklopedii Orgelbranda (1867), którą to jednak wersję zakwestionował Antoni Józef Rolle (1878). Pamiętnika Strawińskiego do dnia dzisiejszego nie udało się odnaleźć.
 W manifeście wileńskim z 1773 roku Stanisław Strawiński nie omieszkał się przedstawić: "Z pradziada mego Jana, strażnika województwa trockiego, z dziada Leona Bazylego, miecznika trockiego, toż samo ojca mego, Franciszka Tadeusza z Sulimów Strawińskich, jestem zrodzonym i od popisów według praw narodowych rotmistrzem starodubowskim uznanym jestem .

W artykule tym jest wzmianka o przodkach Stanisława. Jego ojcem był Fryderyk Tadeusz Strawiński urodzony około 1690 roku. Ojcem Franciszka był Leon Bazyli urodzony około 1660 roku, protoplastą tej linii rodu Strawińskich miał być Jan Strawiński urodzony około 1620 roku.

Wróćmy jednak do Stanisława. Wiemy, że ożenił się w 1748 roku ( nie wiemy jednak z kim). Malżonkowie Strawińscy mieli dwóch synów: Daniela i Adama. Wiecej wiemy o Adamie, który urodził sie zapewne około 1750 roku, być może kilka lat później. O Adamie wiemy tylko tyle, że miał syna Ignacego urodzonego około 1780-90  roku. Znamienne dla tej rodziny było to, że mieli dzieci w stosunkowo późnym wieku. Nie dziwi wiec fakt, że syn Ignacego- Teodor ( Fiodor) urodził się dopiero w 1843 roku w Nowym Dworze w guberni mińskiej.



Synem Fiodora był znany kompozytor Igor Strawiński urodzony w 1882 roku, ale o nim pisaliśmy chyba najwięcej. Można jedynie ubolewać nad szczupłością materiałów źródłowych na  temat genealogii tej rodziny. 

Strawiński czy Trawiński?

 Ten temat już kiedyś pojawił się na naszym blogu. Postanowiłem jednak sprawdzić czy tylko w parafii lejpuńskiej była taka błędna zamiana Strawińskich na Trawińskich i na odwrót. 

Najpierw jednak wyjaśnijmy skąd taki błąd? Według naszych przypuszczeń to niedopatrzenie wyniknęło z tego, że kiedyś ludzie byli niepiśmienni i skryba bądź ksiądz wypisujący metrykę usłyszał odpowiedź, że dana osoba jest ze Strawińskich, a usłyszał Trawińskich i tak tez wpisał. Zauważmy jeden fakt, że do roku 1848 ( przynajmniej w Lejpunach) pisano Trawiński. Znamienne jest to, że właśnie w roku 1848 spotykamy Strawińskich we wsi Jaskiszki, także w Wilkonostrach, ale też w tych samych Wilkonostrach spotkałem Trawińskich. Jednak już od 1849 roku nie ma nigdzie Trawińskich, są wyłącznie Strawińscy.

Zobaczmy teraz jak to wygląda w pobliskim Kopciowie, bo tam też występowali Trawińscy i Strawińscy. Tutaj sytuacja wyglądała trochę inaczej, gdyż występowały oba nazwiska naprzemiennie. I tak od roku 1810 do 1825 występowali Strawińscy. Jednak w roku 1825 spotykamy Jana Trawińskiego, także Marcina Trawińskiego. Z kolei w 1828 roku odnotowany jest zgon Kazimierza Trawińskiego, zgłoszony przez  Nikodema Trawińskiego lat 42 w Juszkańcach. W 1826 roku jest zapis o urodzeniu Wiktorii Trawińskiej. W tym samym 1826 roku spotykamy metrykę zgonu Marianny Trawińskiej z Juszkańców, córki Ambrożego Trawińskiego.


Także w 1826 roku znajdujemy zgon Dominika Trawińskiego, lat 70, syna Stanisława i Rozalii Trawińskich. 


Myślę, że tylko te przykłady pozwalają nam sugerować, że akurat w tej parafii brakowało konsekwencji proboszczowi. Wpisywał nazwisko tak jak mu pasowało: raz Trawiński, innym razem znów Strawiński.